Gdy Spadam – fragment powieści

Czasami trzeba spaść, by znowu się wznieść.

Skok Pierwszy

Ziemia z góry najpiękniejsza jest w upalne popołudnie. Gdy słońce schodzi z horyzontu, z każdym metrem w dół temperatura rośnie, i rośnie, aż w końcu powietrze zaczyna drgać. To wtedy czasza spadochronu pracuje najmocniej i to wtedy naprawdę czuję, że żyję. Nic nie może się z tym równać.

Teatr, w którym mieli zaraz wystąpić, był wypełniony ludźmi po brzegi. W powietrzu unosił się znajomy zapach starego, pokrytego kurzem materiału. A przynajmniej tak Dagna kojarzyła zapach tego teatru. Ostatnim razem była tutaj jeszcze na studiach, kiedy wybrała się z koleżankami na musical. Obserwowała wtedy inne tancerki, jak radziły sobie ze skomplikowanymi choreografiami. Teraz to ona miała za chwilę wystąpić na tej samej scenie. Myśl o tym napawała ją równocześnie ekscytacją i przerażeniem. Rozprostowała palce u stóp i po raz ostatni wyciągnęła się na nich w górę, tak wysoko, jak tylko się dało. W lewej kostce usłyszała ciche strzyknięcie — pamiątkę po urazie jeszcze z uniwersytetu muzycznego, gdzie podczas jednego z treningów akrobatycznych niefortunnie spadła na niewłaściwą nogę. Przedkonkursowe nerwy zaczynały ją zjadać. Spojrzała na swojego partnera. Zazwyczaj znajdowała w Emilu spokój, którego przed ważnymi wydarzeniami łaknęła jak powietrza. Dzisiaj było inaczej. Wydawał się rozkojarzony, momentami wręcz zdenerwowany.

W zasadzie zachowywał się w ten sposób od tygodnia. Dagna była jednak zbyt zajęta treningami i pracą, żeby z nim wcześniej o tym porozmawiać. Teraz gdy czekali na swoją kolej, czuła pod skórą jego emocje i zupełnie nie wiedziała, czemu je przypisać. Nie sądziła, żeby chodziło o to, że za chwilę wystąpią przed największą w ich historii publicznością i wykonają najtrudniejszy program. Emil miał zbyt duże doświadczenie sceniczne, żeby ulegać konkursowej presji. A jednak wyglądał na bardziej przejętego od niej.

— Chcesz spróbować jeszcze raz końcowego podnoszenia? — Przerwał skłon mniej więcej w połowie, a potem spojrzał na jej dłonie i szybko dodał: — Pierścionek coś ci zawinił?

Dagna podążyła za jego wzrokiem. Nie wiadomo, kiedy zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy, który dostała od niego pół roku temu, i skubała ozdobny szafir osadzony w koronie. Natychmiast wsunęła go z powrotem.

— Nadal nie jestem pewna z tym Jeffem Buckleyem. Straszny vintage. Wszyscy teraz tańczą do Harry’ego Stylesa.

Emil uniósł jedną z brwi.

— Trochę za późno na takie dyskusje, nie sądzisz? — Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. — Wszystko jest dobrze. To naprawdę piękny kawałek, a program mamy opanowany do perfekcji. Uważaj tylko przy podnoszeniach, żebyś się nie omsknęła. I nie bój się, nie pozwolę ci spaść. Złapię cię, jeśli nie utrzymasz równowagi.

Łatwo powiedzieć „nie bój się”, trudniej pohamować strach w praktyce. Od małego Dagna cierpiała na lęk wysokości; już samo stanie na krawędzi czegokolwiek było dla niej osiągnięciem na miarę zdobycia Mount Everestu. Gdy zaczynała tańczyć w parze, najwięcej problemów sprawiało jej zapanowanie nad swym ciałem podczas podnoszeń. Dzięki Emilowi to się zmieniło, choć nadal, gdy znajdowała się w górze, stare lęki potrafiły powrócić i objawić się w postaci zawrotów głowy i drżenia mięśni.

Foto: Canva

Stanęli przy schodach prowadzących na scenę. Kurtyna, która zaraz miała się podnieść, była ciężka i ciemnobordowa, tak jak przystało na teatr z tradycjami. Dagna uwielbiała występować w starych wnętrzach. Były zdecydowanie lepszym tłem dla emocji wyrażanych w tańcu niż areny lub nowoczesne, utopione w szarościach sale.

Od występu dzieliły ich już tylko minuty. Publiczność oklaskiwała jeszcze poprzednią parę, a sędziowie liczyli ostatnie punkty. Poprawiła odruchowo sukienkę, choć wiedziała, że wygląda doskonale. Rozpuszczone, długie włosy — specjalnie na ten konkurs kilka dni temu zrobiła sobie ombre — opadały miękko na jej częściowo odkryte plecy. Twarzy nie dotykała co najmniej od piętnastu minut, nie było więc mowy, by makijaż spłynął wraz ze stresem. Była gotowa, mimo to panika siała w niej spustoszenie. Głośno westchnęła i wciągnęła w płuca większą ilość powietrza. Emil spojrzał na nią z ukosa, uśmiechnął się raz jeszcze, a potem splótł palce z jej palcami i lekko ścisnął. Od razu poczuła się odrobinę lepiej. Role powróciły na miejsce. Ona panikowała na potęgę, a on po prostu był sobą — ostoją spokoju w przedkonkursowym sztormie. Uniosła głowę, wyprostowała plecy i przywołała na twarz uśmiech. Zza kurtyny usłyszała zapowiedź:

— A na scenie przed państwem uczestnicy ubiegłorocznego Dance Challenge, Dagna Kilian i Emil Łozowski!

Kurtyna uchyliła się i od razu oślepiły ją światła reflektorów. Wyszli na środek sceny w akompaniamencie oklasków, które przed występem były zawsze bardziej niemrawe niż po nim. Roztarła opuszkami palców spocone wnętrze dłoni i położyła głowę na barku Emila. Była gotowa. Światła przygasły.

Pierwsze dźwięki muzyki popłynęły z rozstawionych z każdej strony głośników. Dłonie Emila spoczęły twardo na jej talii i po sekundzie Dagna była już w powietrzu. Pierwsze podnoszenie. Zakręciło jej się w głowie, mięśnie zaczęły drżeć. Wdech. Wydech. Lepiej. Kroki, kolejne. Dagna nie widziała już widowni.

Oddech.

Nie słyszała już nic poza muzyką i swoim oddechem. Kolejne podnoszenie. Jej dłoń na barku Emila, który trzymał ją pewnie, mocno. Nie popełniła nawet najmniejszego błędu.

Oddech.

Nie czuła już nic poza płynącym w żyłach rytmem i ciepłymi dłońmi Emila na swoim ciele. Pas de chat. Kroki, dłonie złożone nad głową.

Oddech.

Twist. Collapse. Koniec.

Audiobook w wykonaniu Angeliki Kurowskiej dostępny jest w: Legimi, Empik.com, Storytel, Audioteka, Bookbeat, Google Play, Spotify Premium, YouTube Premium.

Subskrybuj newsletter i czytaj opowiadania oraz przedpremierowe treści za darmo ! 🎁

Zostaw e-mail, pobierz opowiadania, jako pierwsza(y) dowiedz się o nowych premierach i złap kolejne bonusy dla subskrybentek (ów)!

Nie spamuję! Jeśli masz wątpliwości zapoznaj się z moją polityką prywatności . Jednocześnie subskrybując newsletter oświadczasz, że ją akceptujesz.