Debiut, wiadomo, ważna sprawa, choć z perspektywy mogę powiedzieć, że nie definiująca późniejszych pisarskich kroków. Warto jednak debiut zaplanować. Niezależnie jak debiutujesz, czy jako self publisher, czy z tzw. tradycyjnym wydawnictwem, poprzez pewne działania warto dać sobie szansę na najlepszy możliwy debiut (na bardzo trudnym i małym rynku wydawniczym).
Z moich obserwacji wynika, że na rynku funkcjonują trzy typy autorów(ek): pierwszy (literatura bardzo wysokich lotów), operujący w niszach i praktycznie niemający szans na sukces bez wydawnictwa. Drugi typ to autor literatury popularnej, który po prostu chce wydać książkę, ale niekoniecznie ma plan wiązać się z pisaniem na stałe. I trzeci typ to autor (ka) książek popularnych tworząc(y)a z myślą o wydaniu wielu książek. Ten artykuł jest właśnie dla debiutujących autorek/ów z opcji trzy. Dzielę się w nim moimi własnymi błędami i lekcjami wyciągniętymi z własnego debiutu.
Dobierz wydawnictwo do swojej książki.
Jeśli decydujesz się wydać książkę z tradycyjnym wydawnictwem, wybierz je mądrze. Szukaj takiego, które ma w portfolio podobne książki, przynajmniej jeśli chodzi o gatunek. Rynek książki w Polsce jest mocno podzielony pomiędzy wydawnictwa właśnie, a wydawnictwa mają określone grupy czytelnicze. Nie zawsze duże wydawnictwo jest dobrym wyborem, bo wcale nie musi to się przełożyć na sprzedaż. Dużym wydawnictwom łatwiej również o eksperymenty, czyli wydanie książki w innym gatunku niż dotychczas. O ile takie działania zrozumiałe są z punktu widzenia rynku, dla autora debiutanta mogą oznaczać (i często oznaczają) zły debiut. Bo co z tego, że wydawnictwo ma konto IG, na którym zgromadziło 100 tysięcy czytelniczek, jeśli większość to czytelniczki romansów, a Ty akurat napisała(e)ś thriller. Wybór zawsze powinien być obustronny, wydawnictwo wybiera Ciebie, ale Ty również wybierasz i działasz przede wszystkim w interesie swoim oraz swojego dzieła.
Poznaj swoje czytelniczki (ów) i recenzentki (ów).
Wprowadzić nowego autora (kę) na rynek jest obecnie bardzo trudno. Czytelniczki (cy) potrzebują czasu, żeby Cię poznać i dać Ci szansę. Bardzo często opierają swoje decyzje zakupowe o recenzje. Poznaj zatem swoje czytelniczki (ów) i recenzentki (ów) przed debiutem. Napisz do nich, przedstaw się, powiedz parę słów o swojej propozycji, która wkrótce się ukaże. Nie czekaj w tym zakresie na wydawnictwo. I jedno słowo apropos recenzentek (ów). Duże zasięgi to nie wszystko. Liczy się dobra atmosfera i rzetelna współpraca. Możesz i powinieneś (winnaś) ustalić swoje kryteria współpracy z szeroko pojętą blogosferą. Co akceptujesz, a od czego będziesz chciał (chciała) uciekać. Jest to bardzo ważny krok, jeśli decydujesz się związać z pisaniem swoją przyszłość.
Zainwestuj czas w autorskie media społecznościowe.
Zainwestuj w swoje media społecznościowe. Nie unikniesz tego, niezależnie od tego co piszesz. A jeśli piszesz literaturę tzw. „popularną”, bez zbudowanych mediów będzie Ci ciężko. Nadeszły czasy (uwierz mi, że ja też nad tym ubolewam), że autor (ka) nie może być tylko autorem (ką). Nie może się już zamknąć w swoim świecie i po prostu tworzyć, a resztą zajmą się inni. Musisz stać się swoim własnym PR’owcem i marketerem. Biorąc pod uwagę tendencje na rynku amerykańskim, która wcześniej lub później adoptuje się u nas, nie ma od tego już odwrotu. Brutalnie mówiąc Ty jesteś towarem na sprzedaż, a nie Twoja książka. Chyba, że debiutem osiągniesz od razu niesamowity sukces, czego oczywiście Ci z całego serca życzę:)
Czytaj i analizuj umowy wydawnicze (lub dystrybucyjne).
Każdą umowę podpisuj z głową! Niezależnie czy podpisujesz ją od razu z dystrybutorem czy z wydawnictwem. Moja pierwsza umowa wydawnicza przyprawiła mnie o ból głowy i całkiem dużą dawkę stresu. A w zasadzie nie tyle umowa wydawnicza, co jej konsekwencje. I pisze to osoba z bardzo dużym doświadczeniem w tego typu umowach (co prawda w przemyśle filmowym, ale jednak). Może Ci się wydawać, że skoro wydawnictwo lub dystrybutor przyjmują Cię na pokład i są gotowi finansować Twój projekt, to gracie do jednej bramki, ale nie do końca tak jest. Oczywiście wydawnictwom co do zasady zależy, żeby sprzedawać swoje książki, ale autor (ka) zawsze są na końcu łańcucha i jeśli Ty nie zadbasz o swoje interesy, nikt za Ciebie tego nie zrobi. Tak, wiem, bardzo chcesz zadebiutować, więc godzisz się na wszystko jak leci. Czasami (rzadko) taki model wypali i nie spotka Cię nic złego. Praktyka nauczyła mnie, że czasami lepiej wydać samemu, niż zgadzać się na warunki, które są absolutnie poniżej pasa i wychodzą z poziomu władzy. Bo w mniejszej lub większej skali poniesiesz konsekwencje złej umowy wydawniczej. Negocjacje mają jeszcze taką dobrą stronę, że przekonasz się również, czy wydawnictwu naprawdę zależy na tym, żeby z Tobą pracować. Zwłaszcza, że na początku oddajesz swoją wolność i swoje dzieło za przysłowiowe „marchewki”, bo nie od dziś wiadomo, że debiutujący autorzy zarabiają właśnie marchewki:) A Ci niedebiutujący, no cóż, przechodzą co najwyżej na banany:) Po kokosy sięgają nieliczni. Taki rynek, więc bądź na to gotowa(y).
Znajdź swój niebieski ocean.
Strategia „blue ocean” obowiązuje również pisarzy. Na rynku autorskim jest olbrzymia konkurencja i jeśli chcesz na nim funkcjonować, musisz się wyróżnić. Pomyśl nad swoimi mocnymi stronami (zainteresowaniami) i spróbuj wyprowadzić z nich swój autorski „blue ocean”.
Zastanów się nad własną bazą czytelniczek(ów)
Social media to nie wszystko. Co więcej, często okazują się bardzo rozczarowujące jeśli chodzi o promocję i sprzedaż książek. W dodatku nie masz absolutnie żadnego wpływu na zmiany, które zachodzą w SM. Poleganie tylko na kontach społecznościowych to dla mnie osobiście pisarska jazda bez trzymanki.
I na koniec, postaraj się w dzień premiery zostać narcyzem i klepać się po plecach, ile tylko się da. Wydałeś (aś) książkę. Tego dnia, nie martw się o sprzedaż, o recenzje, ani o kolejny dzień. Po prostu ciesz się tym dniem, jakby jutro nie istniało.
Życzę Ci wielu sukcesów na rynku literackim,