fbpx

Styczeń, luty, książki, podróże i wypadki

Styczeń w tym roku mi nie zaimponował. Zimno było i ciemno, branża (filmowa) jak to zwykle o tej porze nabrała oddechu. Ogólnie w zimie 2022/2023, od października do połowy stycznia, naliczyłam zaledwie sześć teleskopowych nocy. Czyli takich, w których coś tam na nocnym niebie widać.

Luty za to rozpoczął się dobrze, bo pierwszy raz od czasu wybuchu pandemii zaplanowaliśmy zimowe rodzinne wakacje. Lubię jeździć na wakacje zimą. Ta mała przerwa od szarej i mroźnej rzeczywistości w Polsce, naprawdę robi mi dobrze w głowie. Przestawia co nieco, a coś innego kieruje na właściwe tory. Pozwala nabrać dystansu i przejrzyściej spojrzeć na to, co przede mną.

Podróż trwała dwa tygodnie, a rozpoczęliśmy ją w Londynie. I tutaj przyznam mocno się rozczarowałam. Byłam w stolicy Anglii wielokrotnie, ale pierwszy raz spotkałam się z ogromną nieuprzejmością ze strony obsługi lotnisk, stacji kolejowych, metra etc. Wręcz mogę powiedzieć, że dostałam od Londynu w twarz:) Plus tak duże miasto z małymi dziećmi w zimie to naprawdę średnia sprawa, ale to już nie wina Londynu:) Z dużą przyjemnością wróciliśmy więc do EU. W sumie po raz pierwszy czułam, że wracam do domu, choć przylecieliśmy na położoną obok Afryki Lanzarote.

Wyspa przywitała nas przepięknym zachodem słońca i ciepłą aurą. Cudownie było zamienić grube kurtki i bluzy, na podkoszulki i spodenki, jeszcze cudowniej było zamoczyć się w (zadziwiająco) ciepłym oceanie i nawdychać się morskiego, zdrowego powietrza. Lanzarote to trzecia wyspa kanaryjska, którą miałam okazję odwiedzić i może nie była tak bogata w struktury turystyczne jak pozostałe (zaledwie trzy na krzyż atrakcje turystyczne), za to można się na niej wyplażować (wypeelingować) w spokoju i bez dzikich (i często pijanych) tłumów. Z czystym sumieniem mogę ją polecić rodzinom z małymi dziećmi:)

Podróż zakończyliśmy ponownie w Anglii, tym razem w Yorku i tutaj czekało nas dla odmiany miłe rozczarowanie. Otóż w Yorku historie piszą się same, jak udowodniła chociażby J.K. Rowling, której ulica Pokątna ewidentnie wzorowana była na yorskim Shambles. Moja wyobraźnia również pracowała na potęgę i kto wie, może kiedyś tam zabłądzę również literacko. W każdym razie, poza oczywistymi oczywistościami odwiedziłam również parę sklepów, z czego jeden – The society of Alchemist – wyróżniał się najbardziej. Pierwszy raz miałam okazję spryskać się zapachem ziemi oraz ognia. Bardzo ciekawe doświadczenie, jeśli będziecie w Yorku, koniecznie tam zajrzyjcie, zwłaszcza, że ceny również są naprawdę przystępne. Ja kupiłabym sporo, gdyby nie fakt, że zabrałam tylko bagaż podręczny, a najmniejsze pojemności w tym akurat sklepie to 250 ml. Poza sferą komercyjną w Yorku dla odmiany od Londynu, spotkałam mnóstwo fantastycznych (i uprzejmych) ludzi. I naprawdę cudownie spędziłam czas, mimo, że pogoda za bardzo nie rozpieszczała.

Po powrocie przerobiłam bliski kontakt z meblami. Nie wiem czy to nadmiar kanaryjskiego słońca, czy własne unikalne zdolności orientowania się w terenie, ale w ciągu paru godzin od powrotu zdążyłam wybić sobie palec i przyozdobić swoje ciało w parę sporej wielkości siniaków. Skłaniam się ku wersji, że winne są meble.

Przeczytane książki w styczniu i lutym:

Carl Gustav Jung – „The red book” (Czerwona Księga). Do tej akurat księgi zawiodła mnie droga alchemiczna. Dużo w niej odniesień do Hermetyzmu i procesu alchemicznego w ujęciu transcendentnym. Mnie ta księga szalenie zainteresowała, ale nie jest to łatwa lektura. Niemniej jednak polecam bardzo.

Charlain Harris – „An easy death”. Jestem ogromną fanką Charlaine i ubolewam, że nikt jej w Polsce już nie wydaje. Gunnie Rose to jej ostatnia seria i zaczyna się od „Easy death” właśnie. Charlaine ma niesamowity dar do wciągania w swoje światy od praktycznie pierwszych słów i nikt tak jak ona nie potrafi oddać klimatu południa US. Przede mną kolejne dwie części i nie mogę się doczekać aż położę na nich łapki:)

Delia Owens – „Gdzie śpiewają raki”. Pewnie większość z Was czytała w ubiegłym roku, ja zabrałam się za nią w styczniu. Powieść jest absolutnie fantastyczna i laury zasłużone, kto czytał ten wie, kto jeszcze nie, to zachęcam.

Cassandra Clare – „Chain of Thorns”. Ostatnia część jej najnowszej serii, która w Polsce dla odmiany się ukazuje. Rzadko sięgam już do młodzieżówek, ale do Cassie Clare lubię wracać. Do bólu ma opanowane cliff hangery i inne sprytne pomysły na czytelniczki i czytelników i ich wolne wieczory.

Becca Puglisi i Angela Ackerman – „Emotion Thesaurus”. Absolutnie każdy autor/autorka powinna się w nią zaopatrzyć, bo każdy autor/autorka wie, jak wiele kłopotu może sprawić w powieści opisywanie emocji. Naprawdę świetne narzędzie dla wszystkich powieściopisarzy.

Michio Kaku – „Phisics of the Impossible”. Tutaj z kolei ciekawa propozycja dla autorów i autorek parających się fantastyką, czyli nauka kontra pisarskie wymysły.

Philip Hurley – „Herbal Alchemy” – Kontynuuję research serii „Na skraju burzy”, więc zioła, alchemia i wszelkiego rodzaju sprawy magiczne na tapecie:)

Sheryl Streyed – „Dzika droga”. W moim czytelniczym repertuarze rzadkość, czyli kobieca powieść drogi. Zabrałam się za tę powieść wiele lat po jej wydaniu i żałuję, że dopiero teraz, bo jest bardzo inspirująca. Może musiałam do niej dojrzeć:)

Kasia Bulicz Kasprzak – Saga wiejska. To jest propozycja trwająca, póki co dotarłam do trzeciej powieści sagi czyli „Zielonych pastwisk”. Przede mną jeszcze „Przeorane miedze” oraz „Puste wygony”. Cóż mogę rzec, na Kasię zawsze można liczyć. Przed niektórymi scenami trzeba nabrać oddechu, żeby wypuścić go parę stron później. Kto zna pióro Kasi to wie, kto nie zna, to polecam.

Na koniec jeszcze parę propozycji serialowo – filmowych: „Bielmo” z Christianem Bale’m – mój zdecydowany faworyt stycznia, mistrzowskie kino grozy (tej właściwej, a nie ucinania rąk piłą mechaniczną). „Carnival Row” – drugi sezon – pierwszy był znakomity, drugi właśnie trwa, ja polecam, to jeden z lepszych seriali fantastycznych ostatnich lat. Przypomniałam sobie też ekranizację „Dumy i uprzedzenia” z 2005 roku z Keirą Knightley. Uwielbiam wracać zarówno do powieści, jak i do tego akurat filmu. Mr. Collins powala mnie za każdym razem.

I tak minął styczeń i luty. Jeśli macie ochotę przeczytać więcej książkowo – serialowych inspiracji, zostawcie niżej swojego maila. Wrócę do Was z kolejnym dwumiesięcznym podsumowaniem!

Subskrybuj newsletter

Nie spamuję! Jeśli masz wątpliwości, zajrzyj do polityki prywatności. Jednocześnie zapisując się do newslettera oświadczasz, że ją akceptujesz.