Ether

Ciemność jest moim sprzymierzeńcem. W ciemności widzę wszystko, co inni starają się ukryć za dnia. Złość, zazdrość, strach. W ciemności dostrzegam demony. Nie umiem jednak sprawić, żeby moje własne zniknęły całkowicie.

Zabarwione czerwienią słońce – tak dobrze widoczne o tej porze dnia tylko stąd, ze świątynnego wzgórza – powoli chyliło się już ku zachodowi. Rozgrzane nim do czerwoności powietrze równie powolnie traciło swoją moc. Obsydianowe szkliste skały odbijały ostatnie promienie i tworzyły niezwykły świetlny spektakl ponad głowami mieszkańców Enilu, stolicy Ninru. Wąwozy porastały potężne, ukwiecone na fioletowo drzewa amandrysu. O zmierzchu nabierały niemal magicznego wyglądu, a ich zapach stawał się jeszcze bardziej intensywny niż podczas upalnego dnia.

Widok ten niezmiennie mnie zachwycał, odkąd jako dziecko zaczęłam stawiać tu swoje pierwsze kroki. Spędziłam godziny, siadając o poranku wraz z matką na ostrych skałach wznoszących się ponad Enilu. A gdy umarła, siadałam na nich sama i obserwowałam kolejne wschody i zachody słońca. Wspominałam wszystkie legendy, przepowiednie i prawdy tego wymiaru, które w tym miejscu od niej usłyszałam. O Ninru i Kronice, o Multiwersie, o mieniących się splotach i trujących kwiatach zudim, o Um da Sul Lugal — wiedźmie, którą rodzice straszyli dzieci, kiedy nie chciały być posłuszne. Uwielbiałam te chwile i radowałam się nimi, jak tylko sięgam pamięcią.

Teraz jednak nie czułam radości.

Nie czułam już nic poza bólem i cierpieniem. Skały otaczające Enilu Ninru nasiąkły krwią kobiet i mężczyzn, którzy stanęli do walki w obronie Świątyni przeciwko Legionowi Thelemary. Ich krzyki wciąż rozbrzmiewały w moich uszach, a obrazy bólu i tragedii nie opuszczały mojego umysłu. Ci, którzy zginęli od miecza, mieli szczęście – ich śmierć była szybka. Jednak los tych, którzy napotkali na swojej drodze braci Thelemary… brakowało mi słów, by opisać ich cierpienie. Ich ciała, wykręcone w nienaturalnych pozach, wykrwawione i poparzone, świadczyły o niewyobrażalnym okrucieństwie.

Powstrzymałam Legion, ale jakim kosztem? Jakże miałam się odpłacić ludziom Ninru za ich poświęcenie? Nie miałam wystarczającej monety do spłacenia takiego długu.

Wytarłam nóż ubrudzony krwią konającego u moich stóp mężczyzny w rękaw koszuli i usiadłam przy nim na kolanach.

Poruszył się lekko i niespokojnie, ale szybko znieruchomiał.

— Nie… zostawiaj… mnie — szepnął ledwie słyszalnie.

Złote oczy wpatrzone w moje oblekała mgła i ból. Jego usta broczyły krwią, tak samo jak ciągle otwarte, zadane moim nożem rany. Piękne rysy twarzy zniekształcała szybko zbliżająca się śmierć. Patrzyłam na uosobienie wszystkiego, czym gardziłam.

Na mojego wroga.

Na moje przeznaczenie.

Hridarilu. Syna zrodzonego z serca.

Najmłodszego z tych, którzy stali się przekleństwem całego wymiaru. Którzy sprzeniewierzyli się woli swoich praojców i podnieśli rękę na najświętsze miejsce całego Multiwersu – Kronikę Ninru. Pragnęli uwięzić mnie, Strażniczkę Kroniki, i torturami wymusić na mnie posłuszeństwo.

Bractwo Thelemary. Zdrajcy Ninru.

Oto w moich rękach spoczywało życie Hridarilu. Jego nienawidziłam najbardziej, bo on w przeciwieństwie do swoich braci miał serce. I mógł wybrać inaczej.

Ether kupisz tutaj